To miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu – dzień naszego ślubu. Sala sądowa wypełniła się cichym śmiechem, zapachem róż i tysiącem cichych obietnic na przyszłość. Serce waliło mi z nerwowego podniecenia, gdy Jason, mój narzeczony, wziął mnie za rękę.
„O co chodzi?” zapytał, lekko się uśmiechając.
Wzięłam głęboki oddech. „Jestem w ciąży”.
Na początku zapadła cisza. Potem jego twarz się zmieniła – ze zdziwienia w niedowierzanie, a w końcu w coś zimnego. „Co ty robisz?”
„Myślałam, że będziesz szczęśliwy” – powiedziałam, próbując odczytać jego wyraz twarzy. „To błogosławieństwo, Jason. Zakładamy rodzinę…”
Cofnął się, jakbym go uderzył. „Nie. Nie, to się nie dzieje. Całkowicie wszystko zepsułeś!”
Ścisnęło mnie w żołądku. „Zniszczone?”
„Nie jestem gotowy, żeby zostać ojcem” – warknął, podnosząc głos. „Myślisz, że chcę spędzić następne dwadzieścia lat w pułapce? Mam plany, Olivio! Właśnie ich wszystkich zabiłaś”.
Łzy zamgliły mi wzrok. „Jason, proszę, nie mów tak”.
Przeczesał włosy dłonią, chodząc tam i z powrotem. „Nie mogę tego zrobić. Nie mogę cię poślubić”.
