„Obudźcie się, leniuchy!”
Dźwięk rozległ się sekundę przed szokiem. Lodowata woda spływała po ciele Olivii Bennett, mocząc jej piżamę, włosy i prześcieradło pod nią. Sapnęła, siedząc prosto, zdezorientowana i przerażona. Jej ręce drżały, gdy ocierała wodę z oczu, mrugając, patrząc na kobietę trzymającą puste metalowe wiadro – jej teściową, Eleanor Bennett .
„W tym domu nikt nie śpi po wschodzie słońca” – warknęła Eleanor ostrym i władczym tonem. „Wżeniłeś się w rodzinę robotników, a nie marzycieli. Wstań i zapracuj na swoje miejsce”.
Olivia patrzyła z niedowierzaniem, rozchylając usta, ale nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa. Dreszcz przeszył ją do szpiku kości, ale bardziej bolało upokorzenie. Zerknęła na zegarek – była dopiero 8:45. Właśnie wróciła z podwójnej zmiany w barze, ledwo przespała cztery godziny.
„Eleanor, proszę” – zaczęła cicho – „pracowałam, aż…”
„Wymówki” – przerwała Eleanor, odrzucając wiadro z brzękiem. „Myślisz, że kilka godzin pracy w tej nędznej knajpie cię męczy? Już wystarczająco długo byłaś rozpieszczana”.
W tym momencie w drzwiach pojawił się Ethan , mąż Olivii, z oczami szeroko otwartymi z niedowierzania. „Mamo! Co ty zrobiłaś?”
„Zrobiłam, co trzeba” – powiedziała chłodno Eleanor. „Za długo się tu leni. Ktoś musi ją nauczyć dyscypliny”.
W pokoju zapadła cisza. Serce Olivii waliło jak młotem, mokre ubrania przywierały do jej ciała, a łzy mieszały się z wodą na policzkach. Nie była po prostu zmęczona – była złamana . Przez dwa lata znosiła krytykę Eleanor – jej gotowanie było kiepskie, ubrania zbyt proste, praca zbyt niska. A mimo to Ethan bronił matki: „Olivio, ona chce dobrze. Przejdzie jej”.
Ale tym razem było inaczej.
