Helena Beaumont nienawidziła ciszy. Wytrącała ją z równowagi. Inne pokojówki płakały, błagały lub trzaskały drzwiami. Clara nie robiła żadnej z tych rzeczy. Pracowała tak, jakby obelgi Heleny spływały po niej jak woda.

Helena Beaumont nienawidziła ciszy. Wytrącała ją z równowagi. Inne pokojówki płakały, błagały lub trzaskały drzwiami. Clara nie robiła żadnej z tych rzeczy. Pracowała tak, jakby obelgi Heleny spływały po niej jak woda.
Helena postanowiła ją upokorzyć. Pewnego ranka Clara otworzyła szafę i odkryła, że ​​jej mundurek zniknął. Na jego miejscu leżała cienka koronkowa koszula nocna, która ewidentnie nie należała do niej. Wyszła w starym T-shircie i spódnicy.
Helena uśmiechnęła się ironicznie przed personelem. „Wyczołgałaś się z rynsztoka, czy to nowa moda wśród pokojówek?”
Personel czekał, aż Clara się zarumieni lub zacznie jąkać. Zamiast tego pochyliła głowę i wróciła do szorowania schodów.
Kolejna próba nadeszła, gdy Helena wylała czerwone wino na kremowy dywan w salonie. „Wyczyść go” – poleciła. Clara uklękła i cierpliwie wycierała plamę, aż zbladła. Oczy Heleny zwęziły się. Ta kobieta była irytująco spokojna.
Pewnego wieczoru Victor siedział w ogrodzie z gazetą. Clara przeszła obok z tacą. Spojrzał w górę. „Clara, prawda? Dobrze cię tu traktują?”

Clara uśmiechnęła się blado. „Traktują mnie tak, jak życie traktuje większość z nas, proszę pana. Ale dam sobie radę”.

Victor opuścił gazetę. Ta odpowiedź utkwiła mu w głowie na długo po jej wyjściu.
Dni później Helena płakała samotnie w holu po kłótni z Victorem. Przechodząca Clara zatrzymała się. Położyła złożony ręcznik na podłodze obok siebie i wyszeptała: „Proszę pani, nie chciałam przeszkadzać”. Odwróciła się, żeby odejść, ale głos Heleny się załamał: „Dlaczego pani zostaje?”

Clara zawahała się, po czym odpowiedziała: „Bo muszę. Moja córka jest chora. Ta praca opłaca jej leczenie”.

Po raz pierwszy Helena milczała. Przyglądała się Klarze – kobiecie, którą spoliczkowała, obraziła, wyśmiała – i zdała sobie sprawę, że nie ma do czynienia ze słabeuszem. Staje twarzą w twarz z kimś, kto już przeżył gorsze rzeczy.
Tej nocy Helena leżała bezsennie, z niespokojnym umysłem. Przez lata okrucieństwo służyło jej za pancerz, ukrywając własne blizny. Ale wytrzymałość Klary przypominała lustro, w które nie chciała się przeglądać.
I po raz pierwszy Helena szepnęła do siebie: Może się myliłam.
Zmiana była powolna, ale niezaprzeczalna. Głos Heleny złagodniał. Nie wykrzykiwała już imienia Klary z drugiego końca domu. Pewnego razu Klara przyniosła herbatę, a Helena wyszeptała: „Dziękuję”.
Służba to zauważyła. Mama Elise, kucharka, wyszeptała z niedowierzaniem: „Właśnie przywitała się ze mną na dzień dobry”. Ogrodnik pokręcił głową. „To ta Klara. Tylko ona mogła ją odmienić”.
Pewnej niedzieli Helena wcisnęła Klarze kopertę w dłoń. „Po transport. Odwiedź córkę”.