Bezdomna dziewczyna widzi rannego milionera z dzieckiem w deszczu, ale rozpoznaje go, gdy…

Deszcz walił w przednią szybę z nieustającym rytmem, werblem, do którego Eduardo Morales przywykł podczas długiej jazdy przez wieś. Jego palce bezmyślnie bębniły w skórzaną kierownicę, podążając za melodią deszczu i szumu wycieraczek. Przez chwilę niemal pozwolił sobie na delektowanie się chwilą. Tym razem bez spotkań, asystentów dzwoniących z aktualizacjami, bez umów do podpisania. Tylko droga, deszcz i miarowy oddech jego najcenniejszego ładunku na tylnym siedzeniu.

Eduardo poprawił lusterko wsteczne i spojrzał na noworodka w foteliku samochodowym. Na swojego syna. Osiem miesięcy, z policzkami zarumienionymi od niewinnego snu, z piąstkami zaciśniętymi na piersi. Nawet podczas burzy na zewnątrz, twarz dziecka była oazą spokoju. Ten widok roztopił Eduarda jak nigdy dotąd. Za bezwzględną reputacją korporacyjnego magnata krył się ojciec gotowy spalić świat, by chronić to maleństwo.

Zapach mokrej ziemi unosił się z kratek wentylacyjnych. Przypomniały mu się czasy dzieciństwa na wsi: bose stopy, błotniste kałuże, bieganie po polach w deszczu. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Kto by pomyślał, że bosonogi chłopiec z biednej wioski wyrośnie na mężczyznę za kierownicą luksusowego samochodu wartego miliony, wracającego na te same wiejskie drogi z własnym synem? Życie ma przewrotne poczucie humoru.

Zakręt przed nim był ciasny. Zdjął nogę z gazu. Wtedy to się stało.

Ogłuszający ryk. A potem kolejny. Opony eksplodowały, guma pękała. Kierownica gwałtownie szarpnęła w jego dłoniach, gdy samochód wpadł w poślizg. Eduardo poczuł ucisk w piersi. Serce waliło mu jak młotem. Walczył, by utrzymać kontrolę, ale kierownica trzęsła się w jego dłoniach jak bestia. Tylne koła ustąpiły, a luksusowa limuzyna zaczęła się ślizgać po mokrym asfalcie.

Bezdomna dziewczyna widzi rannego milionera z dzieckiem w deszczu, ale rozpoznaje go, gdy…

„Nie… nie… nie” – mruknął przez zaciśnięte zęby, próbując utrzymać równowagę pojazdu. Śliska droga go zdradziła.

Z tylnego siedzenia dobiegł przenikliwy krzyk: jego syn, zbudzony chaosem. Krzyki niemowlęcia przeszywały Eduardo niczym noże. Myślał tylko o tym: utrzymać go przy życiu, utrzymać go przy życiu.

Samochód zawirował, metal zgrzytnął na asfalcie. Świat wywrócił się do góry nogami, potoczył. Szkło roztrzaskało się na tysiące lśniących odłamków. Ciało Eduarda uderzyło o pas bezpieczeństwa, a żebra zajęczały pod naciskiem. Ostry ból przeszył mu czoło, gdzie coś ostrego go zraniło. Krzyki dziecka mieszały się z warkotem skręcającej się blachy, gdy samochód koziołkował raz, drugi, aż w końcu upadł głową w dół z mdłym hukiem.

Zapadła cisza. Dusząca, przesiąknięta deszczem cisza.