Rodzina jej męża zmusza ją do publicznego rozebrania się, żeby ją upokorzyć — aż do momentu, gdy przychodzą jej dwaj bracia-miliarderzy i…

Kazali jej stanąć na środku sali balowej pod kryształowym żyrandolem – rodzina jej męża, tak zwana elita Los Angeles.

Emma Carter nigdy w życiu nie czuła się mniejsza.

Wieczór rozpoczął się od promiennych uśmiechów i szampana. Patricia Thompson, jej teściowa, świętowała czterdziestą rocznicę ślubu w wielkim stylu – na imprezie pełnej prezesów, polityków i fotografów magazynów. Emma, ​​ubrana w prostą, jasnoniebieską suknię, trzymała się blisko męża, Andrew, mając nadzieję, że przetrwa noc niezauważona.

Ale Patricia miała inne plany.

Kiedy kolacja dobiegła końca, Patricia stuknęła palcem w kieliszek, a jej uśmiech był ostry jak szkło. „Wszyscy, trochę zabawy przed deserem!” – oznajmiła. „Nasza droga Emma uważa, że ​​pasuje do nas. Sprawdźmy jej pewność siebie, dobrze?”

Rozległ się niespokojny śmiech. Emma zamarła.

„Co masz na myśli?” zapytała drżącym głosem.

Patricia wskazała na nią gestem. „Dlaczego nie pokażesz wszystkim, co kryje się pod tą tandetną sukienką, z której jesteś taka dumna? No dalej, chcesz być częścią rodziny, prawda?”

Rozległy się westchnienia. Policzki Emmy poczerwieniały. Myślała, że ​​to okrutny żart, dopóki siostra Andrew, Chloe, i dwie kuzynki nie podeszły bliżej, szydząc. „Daj spokój, Emmo. Chciałaś zwrócić na siebie uwagę, prawda? Zobaczmy, jaką kobietę poślubi nasz brat”.

Emma cofnęła się, kręcąc głową. „Przestań, proszę. To nie jest śmieszne!”

Ale nie przestali. Chloe sięgnęła do rękawa, podczas gdy inni nagrywali telefonami, śmiejąc się. Patricia skrzyżowała ramiona, uśmiechając się, gdy jej goście szeptali za wypielęgnowanymi dłońmi.

A Andrzej – jej mąż – stał tam, milcząc, obserwując. Nie bronił jej. Nie ruszył się. Po prostu spuścił wzrok, jakby wstydził się jej istnienia.

Łzy Emmy zamazały migoczące światła nad nią. Czuła, jak świat się wokół niej zamyka – upokorzenie, zdrada, duszący śmiech.

Aż śmiech ucichł.

Ciężkie drzwi z tyłu sali otworzyły się. Do środka weszło dwóch rosłych mężczyzn o twarzach jak chmury burzowe. Pomruki w pomieszczeniu ucichły.

Emma odwróciła się i zaparło jej dech w piersiach.

„Danielu?” wyszeptała. „Richardzie?”