Chidi wybiegł ze szpitala, a jego serce biło szybciej niż klaksony samochodów na ulicy. Nawet nie zauważył, kiedy jego stopy dotknęły chodnika; po prostu wiedział, że musi ją znaleźć. Ada zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu.
Przeszukała każdy korytarz na oddziale, każdą poczekalnię, nawet małą kaplicę za szpitalem. Nic. Ada zdawała się rozpływać w powietrzu.
Dotarłszy do skrzyżowania, Chidi odwrócił głowę w lewo i prawo, a jego głos załamał się, gdy krzyknął do tłumu:
— „Ada! Ada!”
Ale nikt nie odpowiedział. Tylko ciekawskie spojrzenia nieznajomych, obojętne twarze i ta pustka w piersi, która miażdżyła go jak głaz.
Gdzie ona mogła pójść?

Powrót do wioski
W jego zrozpaczonej głowie pojawiła się tylko jedna myśl: wioska. Nie tracąc ani chwili, wskoczył do samochodu i odjechał. Droga przed nim zdawała się nie mieć końca, a jego dłonie zaciskały się na kierownicy tak mocno, że aż bielały mu kostki. Każdy cień na drodze przypominał jej twarz, każde wspomnienie odtwarzało się jak okrutny film: jej uśmiech, jej śmiech, sposób, w jaki sięgała po jego dłoń, gdy się bała.
Teraz panowała tylko cisza nocy.
